Rok w Australii… czas leci!

W związku z pierwszą rocznicą naszego pobytu w Australii, czas na subiektywny ranking rzeczy, które w Australii podobają mi się najbardziej i dla równowagi, tych które podobają mi się najmniej. Zwięźle i na temat – klasyczne pros and cons.

Argumenty „za”

Pogoda – co tu wiele mówić, w stanie Queensland, gdzie mieszkamy słońce rozpieszcza nas średnio przez 280 dni w roku. Czasami nawet mamy już go dość, np. w takie dni, gdy za oknem 40 °C, albo kiedy wilgotność powietrza przekracza 90% (bardzo często oba naraz). Generalnie jednak, cudownie jest budzić się wiedząc, że za oknem świeci słońce, automatycznie ma się więcej energii i zapału do działania.

Ludzie – mili, otwarci, uśmiechnięci oraz z bezstresowym podejściem do rzeczywistości. Nie wiem na ile to wpływ pogody, ale Australijczycy ze swoim słynnym „no worries mate”, naprawdę świetnie sobie radzą z ujarzmianiem codziennych problemów.

Tolerancja – dla wszelkiej odmienności: rasowej, religijnej, światopoglądowej. Australia to kraj imigrantów – ¼ populacji zamieszkującej tę wielką wyspę to osoby, które urodziły się poza jej granicami. Pewnie dlatego otwartość na inność jest tu zupełnie oczywista i naprawdę niezwykle rzadko można się spotkać z przejawami rasizmu, ksenofobii, homofobii itd. Poza tym, Australia to przykład jednego z nielicznych krajów, gdzie panuje autentyczny świecki ustrój, co nam bardzo odpowiada.

Z rzeczy bardziej przyziemnych – tania benzyna (w tym momencie to już naprawdę rekordowo – płacimy $1.20 za litr) i tańsze samochody – zwłaszcza marki azjatyckie. Jak również relatywnie tani sprzęt elektroniczny oraz muzyka, filmy i bilety do kina.

Argumenty „przeciw”

Izolacja – wspomniana przez mnie jakiś czasu temu na tymże blogu. Dodam jeszcze tylko, że ta izolacja automatycznie potęguje tęsknotę za bliskimi, bo generalnie uniemożliwia widzenie się z nimi częściej niż raz w roku. Oczywiście przy założeniu, że każdy urlop chcesz spędzać w Polsce, bo jeśli nie, to raz na dwa lata będzie i tak dobrym wynikiem. I to jest dla mnie zdecydowanie największy minus bycia tutaj!

Wysokie koszty życia – zaporowe ceny mieszkań / domów (wynajmu, ale przede wszystkim kupna). Wysokie koszty mediów – energia elektryczna, woda, internet, telewizja czy telefon.


Z matematycznego punktu widzenia jest 4 do 2 – gdyby tylko w życiu dało się sprowadzić wszystko do tak prostego równania, ale to już temat na inne rozważania. Tymczasem kolejny rok w Australii przed nami! Z pewnością dostarczy wielu wrażeń, o których warto będzie napisać.

O autorce