Lindis Pass i Christchurch

Przedostatni dzień pobytu na wyspie południowej, rozpoczęliśmy od opuszczenia Queenstown. Udaliśmy się już w ostatnią długą trasę (500km), której celem było dotarcie do Christchurch, skąd następnego dnia mieliśmy powrotny lot do Australii. Nasza nowozelandzka przygoda powoli dobiegała końca.

Dzień 8 – Lindis Pass

W trasie standardowo już mijaliśmy przepiękne widoki, zwłaszcza przejeżdżając przez malownicze tereny Lindis Pass w regionie Canterbury. Naszym pierwszym celem było dotarcie do krainy jezior polodowcowych. Jeziora Tekapo i Pukaki, to dwa największe nowozelandzkie jeziora alpejskie o pochodzeniu polodowcowym. Swój niezwykły turkusowy kolor zawdzięczają drobinkom skał – tzw. mączce lodowcowej. Jeziora te oddalone są od siebie o zaledwie 60 km, więc zdecydowanie warto zobaczyć oba. Z tego miejsca kolejny raz mieliśmy okazję podziwiać lodowiec Tasmana oraz najwyższy szczyt Alp Południowych – górę Cooka, tym razem widziany z innej strony.

Dodatkowo nad brzegiem jeziora Tekapo, znajduje się urokliwy kamienny kościółek a w nim okno, z którego rozciąga się widok na turkusowe wody jeziora i Alpy Południowe. Turkusowa mętna woda a w tle majaczące ośnieżone szczyty Alp – naprawdę trudno będzie przebić ten widok!

Dzień 9 – Christchurch

Późnym popołudniem dotarliśmy do Christchurch, widok który nam się ukazał po wjechaniu do centrum miasta dosłownie złamał nam serca. 4 września 2010 roku w Cantenbury miało miejsce trzęsienie ziemi o sile 7.1 w skali Richtera. Wiele budynków w oddalonym o 40 km od epicentrum wstrząsu Christchurch zostało zniszczonych. Pięć miesięcy później, 22 lutego 2011 roku w Christchurch miał miejsce wstrząs wtórny o magnitudzie 6.3 w skali Richtera. Trzęsienie było odczuwalne aż w stolicy Nowej Zelandii – Wellington (Wyspa Północna).

Epicentrum wstrząsu znajdowało się zaledwie 4 km od centrum Christchurch – drugiego (po Auckland) największego miasta w Nowej Zelandii. Zginęło aż 185 osób. Większość budynków w centrum miasta zawaliła się albo została zniszczona do tego stopnia, że trzeba było je rozebrać. Proces odbudowy mimo, że minęły już 4 lata od kataklizmu, nadal trwa i jest bardzo powolny, głównie z uwagi na brak pieniędzy. Wiele osób wciąż walczy o odszkodowania z firmami ubezpieczeniowymi a te nie mają wystarczających środków, więc sprawy latami ciągną się w sądach. Centrum, jeszcze nie tak dawno, najpiękniejszego miasta w Nowej Zelandii straszy pustkami, dookoła place zasypane gruzami lub place budowy. Niezwykle smutny widok. Szacuje się, że 15% populacji miasta opuściło Christchurch po trzęsieniu ziemi. Większość wyprowadziła się do Auckland i Wellington, ale wiele osób także do Australii.

Ostatniego dnia naszego pobytu w Nowej Zelandii, żeby zapełnić czas jaki pozostał nam do odlotu wybraliśmy się na zwiedzanie tego, co zostało z Christchurch. Przespacerowaliśmy się po centrum miasta, po nielicznych odrestaurowanych lub niezniszczonych uliczkach. Odwiedziliśmy niezwykle piękne ogrody botaniczne, które na całe szczęście zostały nietknięte przez kataklizm. Christchurch jest uważane za najbardziej europejskie miasto w Nowej Zelandii. Zabudowa miasta oraz znana ze starego kontynentu roślinność rzuca się tu od razu w oczy. Wpływy brytyjskie są tu wciąż bardzo silnie odczuwalne.

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Wybiła godzina naszego powrotu do Australii. Zapakowaliśmy bagaże do taksówki i udaliśmy się na lotnisko. Weszliśmy na pokład samolotu lecącego do Sydney, które było kolejnym punktem naszej podróży po Antypodach. Spełniło się jedno z moich podróżniczych marzeń! Nowa Zelandia to magiczne miejsce, które ma absolutnie wszystkie cuda natury. Góry, fiordy, lodowce, jeziora, lasy, rzeki, ocean, morze, plaże… Jestem przekonana, że długo będę je wspominać i tęsknić za tymi zapierającymi dech widokami, na całe szczęście są zdjęcia, do których zawsze można wracać.

O autorce