Rotorua, Tongariro i Wellington

Kolejny dzień pobytu na Wyspie Północnej rozpoczęliśmy od odwiedzenia głównej atrakcji Rotorua – doliny geotermalnej Whakarewarewa, gdzie znajdują się gejzery i gorące źródła.

Dzień 3

Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia zobaczyć niezwykle widowiskową erupcję gejzeru. Nie zdarza się to wcale tak często, dlatego tym bardziej cieszymy się, że udało nam się uwiecznić ten fakt na filmach i zdjęciach.

W centrum maoryskim Te Puia w Rotorua mieliśmy okazję zobaczyć ptaszka nielota Kiwi – symbol Nowej Zelandii. Następnie udaliśmy się w trasę przez malownicze tereny okolic Taupo. Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch w przepięknym miasteczku Taupo nad największym jeziorem w Nowej Zelandii, o tej samej nazwie. Aż żal było stąd wyruszać w dalszą drogę, ale mieliśmy kolejne atrakcje w planie. Kolejnym punktem naszego planu zwiedzania tego dnia, była wizyta w najstarszym Parku Narodowym Nowej Zelandii – Tongariro.

Jezioro Taupo.
Góra Cooka - najwyższy szczyt Nowej Zelandii.

Tongariro został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Parki narodowe stanowią ⅓ powierzchni tego kraju i wstęp do nich jest darmowy. Przedrostek „naj” w opowieściach naszego pilota o Nowej Zelandii, powtarzał się praktycznie co kilka minut.  Długi dzień w trasie (500 km) zwieńczył dojazd na samo południe Wyspy Północnej do Wellington – stolicy Nowej Zelandii.

Dzień 4

Ostatniego dnia pobytu na wyspie północnej późnym popołudniem dotarliśmy do stolicy Nowej Zelandii – Wellington. Po zobaczeniu głównych punktów miasta, w tym budynków rządowych, udaliśmy się na punkt widokowy Mount Victoria.

Z tego miejsca przy ostatnich promieniach słońca rozpościerał się niesamowity widok na to przepiękne miasto. Jako, że mieliśmy za sobą kolejny wyczerpujący dzień w trasie, a kolejnego dnia czekała nas pobudka o 6 rano, udaliśmy się wreszcie na zasłużony odpoczynek.

Witamy w Wellington - najbardziej na południe wysuniętej stolicy na świecie.

Z samego rana (jak co dzień wymeldowaliśmy się z hotelu) i ruszyliśmy busem do portu w Wellington. Po odstaniu kilkunastu minut w kolejce, wjechaliśmy na prom, który miał nas zabrać na Wyspę Południową. Przepłynięcie promem to jedyny sposób (poza lotem), aby dostać się na południową wyspę. Obie wyspy dzieli odległość zaledwie 25 km, ale trasa promu ma aż 92 km, a jej pokonanie zajmuje ponad 3 godziny. Spowodowane to jest licznymi prądami morskimi oraz manewrami, jakie promy muszą wykonać, aby wypłynąć z zatoki Wellingtońskiej.

Punkt widokowy Victoria Lookout.

Znajdując się na pokładzie promu, w międzyczasie przepływaliśmy przez cieśninę Cooka, gdzie mieliśmy okazję podziwiać niezwykłe krajobrazy, a im bliżej wyspy południowej tym piękniejsze. Po dotarciu do miasteczka portowego Picton na wyspie południowej, nasz pilot-przewodnik powiedział, że tak naprawdę to dopiero tutaj zaczyna się prawdziwa Nowa Zelandia. Wkrótce mieliśmy się przekonać jak prawdziwe były to słowa…

O autorce