Uluru

Nasza podróż po Australii nie mogłaby się odbyć bez wizyty na samym środku tego kontynentu, na Terytorium Północnym – na tak zwanym Outbacku. Tu rozpoczyna się historia Australii, tu bije jej serce. Region ten określa się również jako The Red Centre (czerwony środek), od koloru ziemi z jaką ma się tu do czynienia. Drugą bardzo charakterystyczną rzeczą dla tego miejsca są ekstremalne temperatury – w lecie (od grudnia do lutego) bez trudu przekraczające 50 °C.

Niezrażeni panującym upałem, postanowiliśmy jednak odwiedzić to święte dla Aborygenów miejsce w samym środku lata. Po zakończeniu naszego pobytu w przepięknym Sydney, wsiedliśmy na pokład samolotu i po trzech godzinach wylądowaliśmy na samym środku pustyni, w oddalonym o 3 tysiące kilometrów od Sydney – Ayers Rock. Tutejsze lotnisko zostało wybudowane wyłącznie w celu obsługi ruchu turystycznego. Większość osób decyduje się tak jak my na przylot do tego miejsca, ale oczywiście nie brakuje śmiałków, którzy przebywają 3 tysiące kilometrów autem przez pustkowia żeby wreszcie tu dotrzeć. Można również przylecieć do oddalonego o 500 km Alice Springs – największego miasta na Outbacku i przyjechać stamtąd samochodem. My wybraliśmy najszybszy wariant – drogę powietrzną, aby mieć Uluru w zasięgu ręki.

W niewielkiej odległości od lotniska, w miejscowości Yulara znajduje się kompleks turystyczny, gdzie mieści się kilka hoteli, skąd każdego dnia wyruszają wycieczki do pobliskich atrakcji. Dopiero w 1985 roku australijski rząd oddał prawo własności Uluru miejscowym Aborygenom – plemieniu Anangu, które w zamian oddało ten teren rządowi w dzierżawę na okres 99 lat. W tym właśnie miejscu powstał liczący 1325 km² park narodowy Uluru-Kata Tjuta, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. My rozpoczęliśmy wizytę w parku od zwiedzania Kata Tjuta – formacji 30 monolitów, położonych w odległości ok. 30 kilometrów od Uluru. Wznoszące się na wysokość 1096 m n.p.m wielkie formacje skalne przypominają z daleka sylwetkę leżącej kobiety. Kata Tjuta dosłownie znaczy „wiele głów”. Miejsce to podobnie jak Uluru uważane jest przez miejscowych Aborygenów za święte.

W dniu w którym wyruszyliśmy do parku panował niemiłosierny upał – 41 °C, o ile dobrze pamiętam. Na szczęście dla nas, niebo tego popołudnia było mocno zachmurzone, co dawało nadzieję, że uda nam się odbyć 1,5 godzinny spacer z przewodnikiem do serca The Olgas (anglojęzyczna nazwa Kata Tjuta). Zwartą grupą ruszyliśmy więc przed siebie, szybko się okazało, że najbardziej uciążliwą rzeczą nie był wcale upał, ale niezwykle upierdliwe gryzące muszki, które atakowały nas bez przerwy. Pomimo tej niedogodności sam spacer do wnętrza tych formacji skalnych był niezwykłym przeżyciem. Rudość skał, uboga pustynna roślinność i charakterystyczna czerwona pustynna ziemia, jedyna w swoim rodzaju. Absolutna dominacja natury nad małymi ludzkimi istotami. Trudno opisać to słowami, zdjęcia znaczenie lepiej oddają klimat tego miejsca.

Późnym popołudniem wróciliśmy w rejon parku narodowego, gdzie znajduje się monolit Uluru. Pomimo takiej możliwości, z szacunku dla Aborygenów nie zdecydowaliśmy się na wspinaczkę na górę. Jest to dla nich święte miejsce i ich stanowisko w tej sprawie jest bardzo jasne – proszą aby uszanować ich tradycję i nie wspinać się na skałę, jednak pomimo tego wielu turystów nadal to robi. Udaliśmy się zatem na punkt widokowy nieopodal Uluru, gdzie w towarzystwie przekąsek i dobrego zimnego wina oczekiwaliśmy głównej atrakcji naszego pobytu – widoku Uluru o zachodzie słońca. Ten widok to jedno z kultowych ujęć widniejących na pocztówkach z Australii.

Obserwowanie Uluru o wschodzie lub zachodzie słońca, jest punktem obowiązkowym wizyty na Outbacku. Ten ogromny monolit pod wpływem padających na niego promieni słońca zmienia swój kolor dosłownie z minuty na minutę. Wygląda to absolutnie magicznie! Widok tej ogromnej skały wyrastającej znikąd na samym środku czerwonej pustyni, mieniącej się w promieniach słońca wieloma odcieniami czerwieni robi niezwykłe wrażenie. To był wyjątkowy moment, który z pewnością na długo pozostaje w mojej pamięci.

O autorce