Pierwszy dzień pobytu w Jabiru należał do zdecydowanie udanych. Kolejny spędziliśmy na dalszej eksploracji największego parku narodowego Australii, tym razem wyruszając w głąb Kakadu, w okolice Cooinda.
[tweet https://twitter.com/mattkomarnicki/status/891579046231855105]
Cooinda to druga miejscowość położona na terenie parku narodowego, gdzie znajduje niewielka baza noclegowa i małe lokalne lotnisko, skąd podobnie jak z Jabiru można wykupić przelot nad Kakadu. O poranku opuściliśmy więc Jabiru i udaliśmy się drogą numer 21 o dumnie brzmiącej nazwie „Kakadu Highway” w kierunku Cooinda. Pierwszy przystanek, to znajdujący się praktycznie tuż przy samej drodze punkt widokowy Mirrai Lookout. Mimo nieznośnego upału, postanowiliśmy jednak wejść na samą górę z nadzieją na fajne widoczki. Po 25 minutach niełatwego marszu w skwarze i atakowani przez upierdliwe muchy, dotarliśmy na punkt widokowy. Niestety poza kawałkiem cienia, który był tego dnia na wagę złota, nie było tam nic specjalnego. Widok ograniczony był przez zarośla oraz wysokie drzewa i po prostu rozczarowywał. Tak to czasem bywa. Niezrażeni nienajlepszym początkiem dnia i niemiłosiernym upałem, ruszyliśmy szybko w drogę powrotną, aby jak najszybciej znaleźć się w klimatyzowanym aucie. No to w drogę do kolejnego miejsca – Nourlangie Rock.
Już z odległości kilku kilometrów, zbliżając się do tej monumentalnej formacji skalnej mogliśmy podziwiać jej niezwykłość. Górowała nad drogą, wyraźnie odcinając się od horyzontu. Warto zatrzymać auto na poboczu i po prostu nacieszyć się widokami, bo robią wrażenie. Dojeżdżając na miejsce, spotkaliśmy patrol parku, dwie strażniczki poprosiły nas o pokazanie przepustek do parku. Podróżując po Kakadu musisz wykupić specjalną przepustkę (25$ za osobę poza sezonem, lub $40 w sezonie). Po pozytywnej weryfikacji panie odjechały swoim jeepem, a my udaliśmy się na dwukilometrowy spacer wokół Nourlangie Rock. To czym wyróżnia się to miejsce, to pradawne schronienia tutejszych plemion oraz słynne malowidła naskalne.
Sztuka naskalna to niezwykle ważny i ciekawy aspekt Kakadu. Najstarsze malowidła znajdujące się na terenie parku mają około 20 tysięcy lat! To jedne z najstarszych dowodów na istnienie jakiejkolwiek ludzkiej cywilizacji na Ziemi. Przedstawiają one zwierzęta, pradawne wierzenia i obrzędy, a nawet kontakty Aborygenów z pierwszymi Europejczykami. Dominują tu barwy żółtej, białej i czerwonej okry. Największe „galerie” sztuki naskalnej znajdują się właśnie w Nourlangie, oraz w Ubirr na północnym krańcu parku, do którego niestety ze względu na ograniczenia czasowe nie udało nam się dotrzeć.
Na koniec spaceru udaliśmy się na punkt widokowy Gunwarddehwardde (spróbujcie to wymówić). Tym razem widok nie rozczarował! Stąd w całej okazałości można podziwiać skałę Nourlangie i unikalny krajobraz tej części parku.
Na deser naszego pobytu w Kakadu zostawiliśmy sobie spływ po Yellow Water o zachodzie słońca. Jest to jedna z najpopularniejszych atrakcji turystycznych w parku, zupełnie zasłużenie. Dwugodzinny rejs po ślepym ramieniu rzeki, zwłaszcza w porze deszczowej robi niesamowite wrażenie. W trakcie spływu łodzią, aborygeńska przewodniczka z lokalnego plemienia Bininj nienaganną angielszczyzną z ogromną pasją opowiadała o zwyczajach Aborygenów, ich symbiozie z żyjącymi tu zwierzętami i roślinami. Podzieliła się też z nami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi praktycznego wykorzystania żyjących tu roślin i zwierząt w codziennym życiu zamieszkujących te tereny plemion.
Absolutnym hitem spływu były napotkane w swoim naturalnym środowisku krokodyle, mieliśmy szczęście zobaczyć aż pięć okazałych sztuk, największy z nich miał około trzech metrów długości. Nieprowokowane nie zaatakują, aczkolwiek są to drapieżniki, więc na wszelki wypadek lepiej zachować bezpieczną odległość. Największe okazy słonowodnych krokodyli żyjących w rzekach Terytorium Północnego osiągają do 6 metrów i mogą ważyć nawet ponad tonę!
[tweet https://twitter.com/mattkomarnicki/status/891580085660073984]
Płynąc po meandrach rzeki obserwowaliśmy liczne ptaki, w tym orły, odmianę lokalnych gęsi (bezpłetwce), drzewice i wiele inne których nie jestem w stanie nazwać. Przebywanie w naturalnym środowisku tak wielu zwierząt, to niesamowicie relaksujące i unikalne doświadczenie obcowania z naturą. Rejs ten był idealnym zakończeniem naszego pobytu w Kakadu, miejscu które zachwyca swoją niezwykłą surowością i różnorodnością zarazem. Ośmielę się powiedzieć, że ta część Terytorium Północnego zrobiła na mnie nawet większe wrażenie niż The Red Centre.