Road trip z Brisbane do Sydney

Australia to jeden z najatrakcyjniejszych krajów na świecie jeśli chodzi o podróżowanie samochodem. Jeśli tylko masz dużo wolnego czasu i lubisz siedzieć godzinami za kółkiem, to chyba nie ma lepszego sposobu na poznawanie tego kraju. My do tej pory na dalszych odległościach po Australii poruszaliśmy się wyłącznie drogą lotniczą, bo tak jest szybciej i wygodniej, ale tym razem postanowiliśmy dotrzeć do celu w jedną stronę autem. Wykorzystaliśmy okazję i zrobiliśmy relokację samochodu z Brisbane do Sydney.

Relokacja polega na przemieszczeniu pojazdu z punktu A do punktu B. Wiele wypożyczalni samochodów ma porozrzucaną flotę swoich pojazdów po całej Australii, aby auta wracały do swojej bazy na czas, oferują one klientom tzw. relokacje. Działa to podobnie jak zwyczajne wypożyczenie auta, stąd różnicą że musisz być bardziej elastyczny, bo to wypożyczalnia wybiera konkretny samochód, którym będziesz się poruszać i daje ci na to limitowany czas. W zamian za tę elastyczność, nie płacisz za wypożyczenie auta, jedynie za paliwo oraz ubezpiecznie. Zdarza się, że również i one są za darmo, kiedy wypożyczalni zależy na ekspresowej relokacji auta, najczęściej są to oferty „last minute”.

My znaleźliśmy relokację SUV-a z Brisbane do Sydney, na co mieliśmy 4 dni i mimo że wydaje się to długo na tę trasę, to okazało się, że musieliśmy narzucić sobie dość intensywne tempo, żeby oddać auto na czas. Nie chcieliśmy po prostu przejechać z punktu A do punktu B, bo to na upartego można by zrobić w jeden dzień, ale zobaczyć jak najwięcej zbaczając z drogi.  Z Brisbane do Sydney jest około 1000 kilometrów, ale odbijając z głównej trasy, bo to właśnie tam są najciekawsze miejsca, można ją wydłużyć o co najmniej 500 km. Nasza trasa miała 1400 km. Road trip z Brisbane do Sydney to idealna trasa dla początkujących, nie wymaga żadnego specjalnego przygotowania, bez względu na to czy spisz w hotelach czy na polach kempingowych. Cywilizacja otacza cię praktycznie non stop, a ciekawych miejsc na tej trasie jest naprawdę bardzo dużo. Spokojnym tempem można by przeznaczyć na jej przejechanie nawet 2 tygodnie. Poniżej lista miejsc, które odwiedziliśmy w trakcie naszego pierwszego road tripu z Brisbane do Sydney.

Byron Bay

Po nieco ponad dwóch godzinach jazdy zrobiliśmy pierwszy przystanek już w stanie Nowa Południowa Walia. Czas na lunch i krótki spacer w Byron Bay. Byliśmy tu już wiele razy, ale zawsze z wielką przyjemnością wracamy. Byron Bay to uroczy kurort nad oceanem, pełen backpackersów, surferów i turystów. Przez większość roku panuje tu iście wakacyjny klimat, a lokalne plaże są jednymi z najładniejszych. Tego dnia było jednak znacznie spokojniej, plaże były mocno wyludnione a niższe temperatury i porywisty wiatr zwiastowały zbliżającą się wielkimi krokami zimę. Taka aura też ma swój klimat.

Grafton

Drugi przystanek pierwszego dnia naszej podróży. Grafton to niewielkie miasto położone nad rzeką Clarence. Nazywane jest miastem dżakarandy, te drzewa rosną tutaj wzdłuż wielu szerokich ulic, a w okresie kwitnięcia (październik / listopad) wyglądają spektakularnie. Miasto organizuje nawet coroczny festiwal dżakarandy, by zachęcić turystów do podziwiania tych przepięknych drzew. To co jeszcze wyróżnia Grafton na tle innych australijskich miasteczek, to bardzo ciekawa wiktoriańska architektura, aby zobaczyć najciekawsze budynki z połowy XIX wieku wystarczy godzinny spacer wzdłuż głównych ulic.

Victoria St. w Grafton to jedna z wielu ulic gęsto obsadzona szpalerami drzew.
Gmach urzędu pocztowego w Grafton. Nad wejściem do budynku widoczne są inicjały Królowej Wiktorii.
Budynek Kongregacji Sióstr Miłosierdzia (istniejącej w latach 1884 - 2011).

Coffs Harbour

Po długim dniu w trasie po zmroku dotarliśmy wreszcie do Coffs Harbour, gdzie zatrzymaliśmy się na pierwszy nocleg. Niestety miasto przywitało nas ulewą, więc zamówiliśmy kolację do pokoju i resztę wieczoru spędziliśmy leniwie w hotelu.  Kolejny dzień rozpoczęliśmy od śniadania w lokalnym surf clubie z widokiem na ocean, następnie ruszyliśmy na krótki spacer wzdłuż wybrzeża i mariny. Niestety nie mieliśmy zbyt dużo czasu na zapuszczenie się w inne rewiry miasta, bo tego dnia do pokonania mieliśmy jeszcze 450 km.

South West Rocks

South West Rocks to niewielka turystyczna miejscowość położona nad oceanem, mniej więcej 500 km od Brisbane. Poza przepięknymi plażami, znajdują się tu dwie główne atrakcje turystyczne. Ruiny dawnego więzienia Trail Bay oraz latarnia morska Smoky Cape. Nie mieliśmy nastroju na zwiedzanie ruin więzienia, zatem wybraliśmy drugą atrakcję. Latarnia Smoky Cape leży na wschód od miasteczka. Została zbudowana w 1891 roku na skraju parku narodowego Hat Head. Jest coś magicznego w latarniach morskich i w przypadku Smoky Cape jest podobnie.

Latarnia Smoky Cape leży na wschód od miasteczka. Została zbudowana w 1891 roku na skraju parku narodowego Hat Head.

Port Macquarie

Godzina jazdy z South West Rocks i dotarliśmy do Port Macquarie. Wybraliśmy się na popołudniowy spacer wzdłuż wybrzeża Morza Tasmana z przystankiem na szybki lunch. Cały coastal walk ma jakieś 4 kilometry w jedną stronę, a po drodze znajduje się kilka ładnych plaż, parków i punktów widokowych.

Typowy park miejski w Port Macquarie. Okolice Steward St.

Gwoździem programu i tego dnia, była dla nas wizyta w Port Macquarie Koala Hospital. To pierwszy taki szpital na świecie. Trafiają tu głównie misie ranne w wyniku potrąceń przez samochody, ataków przez psy, oraz te które ucierpiały w pożarach lasów. Cudowne miejsce z oddaną sprawie ekipą. Można tu nawet „zaadoptować” wybraną koalę poprzez wpłatę rocznej darowizny, która w całości trafi do wybranego przez ciebie misia.

Wizyta w Port Macquarie Koala Hospital.

Nelson Bay / Port Stephens

Finalna destynacja drugiego dnia podróży. Wieczorem dotarliśmy do Nelson Bay, jednego z kurortów znajdujących się na malowniczo położonym półwyspie o tej samej nazwie, oddalonym o 50 kilometrów od drugiego największego miasta w stanie New South Wales – Newcastle. To eleganckie miasteczko położone w zatoce z mariną, ładnymi plażami, a od południa otulone rozległym terenem parku narodowego Tomaree. Warto poświęcić godzinę na wejście na Tomaree Mountain, aby podziwiać z góry panoramiczny widok na całą zatokę i półwysep.

Trzeciego dnia podróży po południu opuściliśmy Nelson Bay, aby wyruszyć w ostatnią trasę (200 kilometrów) i dotrzeć późnym popołudniem do Sydney. Zatrzymaliśmy się jeszcze w Birubi Point, gdzie znajduje się ranczo z wielbłądami. Można kupić tu przejażdżkę wielbłądem po plaży, albo po prostu zrobić sobie z nimi fotkę. Australia raczej nie kojarzy się z wielbłądami, ale na całym kontynencie żyje ich aż 300 tysięcy.

Sydney

Tego miejsca nie trzeba nikomu przedstawiać. To już nasza szósta wizyta w Sydney i to miasto chyba nigdy nam się nie znudzi. Mamy tu już nawet swoje ulubione miejsca i choćby nie wiem co każdego dnia musimy obowiązkowo podreptać pod Operę, najlepiej ze dwa razy. Sydney jest świetnym miejscem na weekendowy wypad, sprawdza się o każdej porze roku. Ma wszystko czego spragniony atrakcji turysta może zapragnąć. Tym razem dodatkowo wstrzeliliśmy się w coroczny festiwal iluminacji Vivid Festival, który był taką wisienką na torcie naszego road tripu. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć!

O autorce