To już nasz trzeci wspólny wypad do Sydney. Z każdą kolejną wizytą w tym mieście, coraz mocniej się do niego przekonuję. Nadal podtrzymuję, że chyba nie chciałabym tu mieszkać, choć kto wie może jeszcze kiedyś zmienię zdanie. Sydney jednak naprawdę da się lubić, zwłaszcza jeśli patrzysz na nie wyłącznie z perspektywy odwiedzającego – to naprawdę przyjazne, dynamiczne i ciekawe miasto.
[tweet https://twitter.com/mattkomarnicki/status/913890055558635520]
Przedłużony trzydniowy weekend to świetna okazja, aby zrobić sobie city break w jednym z australijskich miast. Tym razem pierwszy poniedziałek października był dniem wolnym od pracy, gdyż obchodziliśmy urodziny Królowej Elżbiety II, lub święto pracy (w zależności od stanu zamieszkania). W trakcie tego pobytu w Sydney, postanowiliśmy dać sobie więcej luzu i nie biegać z językiem na brodzie od jednego punktu do drugiego, w większym stopniu skupiliśmy się na poczuciu lokalnego klimatu i spojrzeniu na to miasto z trochę innej perspektywy.
Oczywiście musieliśmy wybrać się kilka razy pod Operę, bo przecież inaczej się nie da, ta bryła ma w sobie coś magicznego i po prostu chce się do niej wracać i ją podziwiać ze wszystkich możliwych stron. Nie mogło też zabraknąć wizyty w pobliskich Królewskich Ogrodach Botanicznych, gdzie solidnie się przespacerowaliśmy, obchodząc teren parku praktycznie dookoła w poszukiwaniu najlepszego widoku na Operę i słynny most Harbour Bridge.
[tweet https://twitter.com/komarnicka_com/status/913999172285501440]
Skoro już mowa o widokach, to oczywiście musieliśmy się przepłynąć po zatoce, w celu odwiedzenia kilku punktów widokowych skąd można podziwiać niesamowitą panoramę miasta, pod różnymi kątami zarówno za dnia, jak i w nocy.
Poza znanymi wszystkim miejscówkami, sporo tym razem pokręciliśmy się po zakamarkach Centralnej Dzielnicy Biznesowej, która sprawiała wrażenie nieco opustoszałej, szczególnie w świąteczny poniedziałek, kiedy większość sklepów była pozamykana. Niecodzienny widok, gdyż zwykle w poniedziałek ta okolica zapełniona jest pracownikami okolicznych wieżowców, restauracji i punktów usługowych.
[tweet https://twitter.com/mattkomarnicki/status/914416997223383040]
Poświęciliśmy też trochę czasu na eksplorację sydnejskiej chińskiej dzielnicy, która jest największą taką w Australii. Jak pewnie już zauważyliście w naszych poprzednich wpisach, podróżując praktycznie zawsze szukamy lokalnego chinatown, po prostu nie przepuścimy okazji, aby wszamać autentyczną azjatycką kuchnię, której jesteśmy entuzjastami. Poza tym, to niezwykle ciekawe doświadczenie kulturowe odwiedzać takie dzielnice w nieazjatyckich miastach.
Zwykle przylatując do Sydney zatrzymywaliśmy się w samym sercu centralnej części miasta, tym razem z premedytacją na naszą bazę hotelową wybraliśmy położoną trochę bardziej na zachód dzielnicę Pyrmont, skąd od centrum dzielił nas zaledwie 20 minutowy spacer mostem. Tuż po sąsiedzku leży bardzo modna, za dnia biznesowa, a w nocy imprezowa, dzielnica Darling Harbour. Znajduję się tuż nad zatoką, w której mieści się pokaźna marina z luksusowymi jachtami, a w jej pobliżu wyrastają ekskluzywne hotele, liczne restauracje i nocne kluby. W tej okolicy jest też sporo popularnych atrakcji turystycznych, min. Oceanarium, ogród zoologiczny, czy Muzeum Figur Woskowych – Madame Tussauds.
[tweet https://twitter.com/mattkomarnicki/status/914040117794291712]
Warto generalnie w Sydney (i wszędzie indziej również) schodzić z utartych szlaków, nam w ten sposób udało się trafić na wiele ciekawych miejsc, które totalnie ominęliśmy przy okazji poprzednich wizyt. Postanowiliśmy również wyruszyć na poszukiwania najładniejszych tras spacerowych i plaż w południowej części miasta, ale o tym w kolejnych postach. Zabierzemy Was także na jednodniową wycieczkę w malownicze Góry Błękitne, położone zaledwie nieco ponad 100 km od Sydney.