Dziś mijają dokładnie trzy lata od kiedy zamieszkaliśmy w Australii. Trzy lata przepełnione wieloma cudownymi, ale i paroma gorzkimi momentami. Jak to w życiu. Jedno wiemy na pewno, decyzja o wyprowadzce była najlepszym prezentem jaki mogliśmy sobie podarować. Ten blog powstał głównie dla nas samych jako swoisty pamiętnik z podróży, do którego kiedyś będziemy wracać, ale także dla naszej rodziny i przyjaciół, aby mogli zobaczyć jak wygląda życie w krainie kangurów. Jak to się wszystko zaczęło? Skąd w ogóle pomysł na Australię i jak się tu znaleźliśmy? A zatem od początku.
Kwiecień 2013 roku, przypadkiem wpadam w internecie na ofertę pracy w Australii zaadresowaną do wówczas jeszcze mojego narzeczonego. Poszukują programisty w Brisbane, w trzecim największym mieście Australii, gdzie słońce świeci przez około 280 dni w roku. Wysyłam linka Mateuszowi. Jako, że odwiedzenie tego kontynentu od zawsze było naszym wspólnym marzeniem, nie zastanawiamy się długo nad decyzją. Mamy 27 lat, Mateusz ma świetną pracę, a ja prowadzę swój mały biznes, niczego nam nie brakuje. Mamy na miejscu rodziny i przyjaciół. Na kolejny rok zaplanowaliśmy ślub. Czujemy jednak, że fajnie byłoby przeżyć jeszcze jakąś wielką przygodę zanim na dobre zapuścimy korzenie. A gdyby tak podjąć wyzwanie i sprawdzić się poza granicami kraju… Jednogłośnie dochodzimy do wniosku, że jeśli nie teraz to kiedy? Nigdy nie planowaliśmy emigracji, ale pojawienie się tej oferty pracy uznajemy za świetną okazję, której po prostu grzechem byłoby nie wykorzystać!
Przystępujemy od razu do działania, Mateusz wysyła CV, rozmowa o pracę odbywa się przez Skype. Pracodawca docelowo oferuje czteroletnią wizę sponsorowaną, ale zanim to nastąpi chce sprawdzić jego umiejętności na żywo. Kupujemy bilety i pod koniec lipca lecimy do Australii. Wszystko jest nowe i ekscytujące, przylatujemy w najzimniejszym miesiącu, a mimo to w Brisbane w dzień jest 20 stopni! Ludzie są przyjaźni, a atmosfera na luzie. Po trzech tygodniach poznawania miasta i lokalnych realiów decydujemy, że chcemy tu wrócić i zostać na trochę dłużej. Mateusz przechodzi pomyślnie okres próbny i podpisuje kontrakt, ale to dopiero początek naszych zmagań z biurokracją.
Wracamy do Polski i zaczynamy żmudny proces gromadzenia dokumentów i załatwiania całej masy formalności potrzebnych do uzyskania wizy sponsorowanej. W międzyczasie likwiduję swoją działalność a Mateusz składa wypowiedzenie w pracy. Zamykamy wszelkie formalne sprawy i czekamy na przyznanie wizy. Po czterech miesiącach od rozpoczęcia starań, dostajemy wizę pracowniczą, która gwarantuje nam obojgu legalny pobyt, z prawem do pracy w pełnym wymiarze godzin przez kolejne cztery lata. Decyzję otrzymujemy na tydzień przed świętami – wymarzony prezent pod choinkę. Jeszcze tego samego dnia kupujemy bilet w jedną stronę, wylot 11.01.2014. Wyprowadzamy się z naszego warszawskiego mieszkania i opuszczamy miasto, w którym zostawiamy tak wiele wspomnień. Ahoj przygodo, będą kolejne jeszcze piękniejsze! Święta spędzamy z rodziną w atmosferze podekscytowania i smutku zarazem, gdyż wszyscy mamy świadomość czekającej nas rozłąki.
Początki w Australii są ekscytujące, ale też niełatwe, wszystko jest nowe i nieznane. Australijska odmiana angielskiego również przysparza nam trochę kłopotów, gdyż jest zupełnie inna od znanych nam dialektów brytyjskiego i amerykańskiego. Przez pierwsze pół roku borykam się ze znalezieniem pracy w zawodzie, szybko się okazuje, że moje doświadczenie zdobyte w Polsce nie ma żadnego przełożenia na tutejszy rynek. Przychodzi pierwszy kryzys emigracyjny i tęsknota za bliskimi. Trzymamy się razem, bo mamy tylko siebie. Z czasem jest trochę łatwiej. Po kilku miesiącach wreszcie dostaję pracę, a Mateuszowi udaje się przetransferować wizę do innego „sponsora” i wkrótce zmienia pracę na lepszą. Po roku przeprowadzamy się z nudnych przedmieść do miasta i odżywamy. Poznajemy też nowych znajomych, wśród nich kilku fajnych rodaków. Każdą wolną chwilę i dni urlopowe wykorzystujemy na podróżowanie, które jest naszą wspólną pasją. Do tej pory udało nam się zwiedzić sporą część Australii, Nową Zelandię oraz kawałek Oceanii i Azji. Byliśmy także dwa razy w Polsce, z czego raz na własnym weselu. :)
Po dwóch latach mieszkania w Australii postanawiamy powalczyć o prawo do stałego pobytu, po to aby móc tu żyć i pracować na równych zasadach z Australijczykami. Proces okazuje się nie tylko bardzo kosztowny i czasochłonny, ale także skomplikowany i niezwykle stresujący. Dokładnie 12 miesięcy od rozpoczęcia tych starań, a po trzech latach od zamieszkania tutaj, otrzymujemy decyzję o przyznaniu nam statusu stałych rezydentów Australii. Konsekwentnie realizujemy wyznaczone sobie cele i dążymy do spełniania naszych marzeń. Powoli, ale najważniejsze że do przodu, bo przecież ostatecznie tylko to ma znaczenie.
Patrząc na ostatnie trzy lata naszego życia, za nic w świecie nie podjęlibyśmy innej decyzji, zamieszkanie na drugim końcu świata okazało się być nie tylko fantastyczną przygodą, ale przede wszystkich świetną lekcją życia i dojrzewania. Pobyt tutaj otworzył nam głowy na wiele rzeczy. Zdani tylko na siebie poradziliśmy sobie w wielu trudnych sytuacjach i myślę, że możemy być z siebie naprawdę dumni. Czas pokaże czy Australia będzie naszą docelową destynacją, bo kiedy raz wyruszysz w świat, nie będziesz już chciał się zatrzymać…